wtorek, 12 kwietnia 2016

Nepalskie pożegnanie zmarłych

Jak wygląda kremacja ludzkich zwłok po nepalsku, można przeczytać i obejrzeć TUTAJ. Ale w Nepalu pogrzeb - czyli spopielenie ciała - to nie koniec pożegnania zmarłej osoby. Przez kilka tygodni rodzina zmarłego towarzyszy jego duszy w drodze do odrodzenia na kolejnym etapie wędrówki. Dusza zaś mieszka w domu rodzinnym i potrzebuje czasu, by pojąć, iż ciało, w którym dotychczas mieszkała, przestało istnieć. Taką właściwość mają w każdym razie dusze Tamangów - półtoramilionowego ludu zamieszkującego wysokogórskie osady na północ od Katmandu. 


Tamangowie pochodzą z Tybetu i są wyznawcami buddyzmu tybetańskiego. Trudnią się głównie pasterstwem i uprawą zbóż, a w mniejszym stopniu rzemiosłem, wyrabiając wełnianą odzież i wyplatając kosze z bambusowej słomy. Mieszkają w kamiennych domach przykrytych gontem i są dosyć biedni. Ich społeczność podzielona jest na klany, zaś każdy klan to jednostka egzogamiczna (oznacza to zakaz zawierania małżeństw w jej obrębie; związki takie traktowane są jak kazirodztwo). 


Cztery tygodnie po pogrzebie w domu zmarłego organizowana jest wielka biesiada. Przybywają na nią goście z okolicznych wiosek oraz mnisi i szaman Tamangów - mistrzowie ceremonii. Naczynie z prochami spoczywa na domowym ołtarzu obok kukły symbolizującej ciało zmarłego. Kukła ma zwykle twarz z białego płótna, z namalowanymi czarnym flamastrem oczami, nosem i ustami. Ubrana jest w rzeczy zmarłego, np. koszulę czy czapkę. Nóg mieć nie musi, z nogami byłaby za wielka. 


Mnisi nakładają rytualne maski i rozkładają buddyjskie pisma, z których będą wybierane stosowne karty. Szaman dmie w róg zrobiony z wielkiej muszli i wzywa duszę zmarłego. Gdy dusza już jest na miejscu, wiąże się ją z kukłą i każe spojrzeć w zwierciadło, by zrozumiała, że już nie istnieje jej dotychczasowa cielesna powłoka, a jej mieszkaniem musi być na razie kukła. Zamiast odczytywania wersetów z Tybetańskiej Księgi Umarłych, mnisi pokazują duszy kolejne jej karty, co ma być nauką drogi ku jej następnemu wcieleniu. Karty ukazują - ku nauce i ku przestrodze - dobre i złe formy wcieleń, podkreślając, że uwolniona z ciała dusza jest zdana tylko na siebie samą i powinna iść prosto do celu. Na koniec szaman pali kukłę, co oznacza, iż dusza właśnie rozpoczęła swą wędrówkę. 

Mogłoby się wydawać, że pomiędzy mnichami a szamanem panuje stuprocentowa zgoda i harmonia, jednak postać szamana jest uważana przez duchownych za niepotrzebny dodatek, coś w rodzaju kaprysu Tamangów, na który jednakże dla dobra duszy zmarłego należy przystać. Tak więc "pogańskie" tradycje górskiego ludu są przez mądrych mnichów uszanowane, a dusza i tak otrzymuje od nich, to naprawdę otrzymać powinna. 

Dopiero po odprawieniu rytuału można zasiąść do poczęstunku. W zależności od stanu majątkowego rodziny jest on skromniejszy lub bardziej imponujący, ale zawsze ma charakter wielkiej biesiady, hojnie zakrapianej alkoholem (rakszi). Na takiej biesiadzie może zgromadzić się kilkaset osób (sic!), więc jedzenie gotuje się w ogromnych cynowych kotłach.


Potrawy są raczej proste i muszą być przygotowane bez soli, od jedzenia której trzeba się powstrzymać przez 3 dni od śmierci głównego bohatera ceremonii. Podstawą menu jest ryż, do którego przyrządza się rozmaite potrawki i sosy. Podaje się też rozmaite suche przekąski oraz ciasteczka. Ponieważ ucztuje zatrzęsienie ludzi, o domowym przyjęciu, ani o siedzeniu na krzesłach nie ma mowy. Przyjęcie odbywa się na dworze, a większość biesiadników siada po prostu na ziemi. 

  

Mnisi zostają obdarowani przez rodzinę zwyczajowymi talerzykami z suchym ryżem, bananami, główkami świeżych kwiatów (tradycja kocha pomarańczowe, gorzko pachnące aksamitki) oraz monetami, a niekiedy banknotami. Talerzyki są przygotowywane przez starszyznę wioski jako wyraz wdzięczności za włożony przez mnichów trud, którego główną składową bywa często podróż z dalekich dolin do odizolowanej, zawieszonej pod chmurami wioski. 


Czasem obchodom pogrzebowym towarzyszy licytacja rzeczy zmarłego. Rodzina pokazuje zgromadzonym kolejne przedmioty, a goście wykrzykują swoje ceny. Zwykle licytowane są meble, czasem ubrania, instrumenty muzyczne albo jakieś drobne przedmioty użytku codziennego. Pieniądze zebrane na licytacji zasilą budżet najbliższej rodziny zmarłego. 

W każdą rocznicę śmierci danej osoby organizowana jest biesiada podobna do wyżej opisanej. Biesiady te nie mają charakteru stypy, ich klimat to nie smutek, żal czy rozpacz. Ich celem jest podkreślenie, iż rodzina zmarłego nie jest sama, że ma wsparcie wielu krewnych, znajomych, sąsiadów i nawet oficjalnych osobistości, jednym słowem - całej lokalnej społeczności. A to przecież powód do radości, prawda? 

©  Agata A. Konopińska 

ŹRÓDŁA: 
- Skawiński P. (2017) Nepalskie pożegnania zmarłych (https://podroze.onet.pl/)
- Marchaina J. (2017) Tamang dead rites in Nepali village (www.insidehimalayas.com/
- Apollo M. (2014) Himalajskie osobliwe zwyczaje, rytuały i obrzędy a supermarket kultury. Episteme 24, 7-21. 
- Artykuł "Tamangowie" (www.himalaje.pl/)
- Artykuł " Wiszące trumny i plemienne zwyczaje pogrzebowe w Nepalu i Filipinach" (www.spidersweb.pl/)

sobota, 9 kwietnia 2016

Ganges, rzeka-cmentarz

"Kloaka", "największy rynsztok świata" - tak mówi się o Gangesie, świętej rzece Hindusów.



Z jednej strony Ganga Mai, czyli Matka Ganga (uważana za boginię), omywa swoimi falami ludzi biorących kąpiele oczyszczające z grzechów i zapewniające dobre życie w zdrowiu oraz szczęściu. Jest ich 2 miliony dziennie. Ganga pozwala mieszkańcom jej brzegów prać pościel i ubrania, pozwala kąpać bydło, pozwala też ludziom myć ciało i płukać usta dla zachowania higieny. Codziennie daje pielgrzymom skwapliwie nabieraną do butelek po napojach wodę, której tradycja przypisuje oczyszczającą i leczniczą moc. Zasila też komunalne ujęcia wody pitnej. Wzdłuż całego Gangesu w każdym miejscu, gdzie tylko było to możliwe, budowano ghaty - murowane nabrzeża w formie schodów, które służą Hindusom jako zejście do wody w celu odbycia rytualnych ablucji lub nad wodę np. do zrobienia prania czy napojenia zwierząt.

Z drugiej strony fale Matki Gangi niosą niedopalone (albo w ogóle nie skremowane) ludzkie zwłoki oraz małą i dużą padlinę. Do tej rzeki wrzucono rekordową ilość ludzkich szczątków, żadna inna rzeka wykorzystywana do pochówków nie może się pochwalić lepszym "wynikiem". Bydło kąpane w rzece załatwia w niej swoje potrzeby fizjologiczne. Środki piorące i mydła, których stężenie stopniowo wzrasta, płyną w kierunku ujścia. Jakby tego wszystkiego było mało, fabryki zrzucają do rzeki ścieki, nasycając wodę toksycznymi chemikaliami.

Ganges to potęga w sensie geograficznym i ekologicznym. Rzeka ma 2700 km długości i przepływa przez ponad 100 miast i tysiące wiosek, w których żyje 540 milionów ludzi. Dorzecze Gangesu to obszar o najwyższej gęstości zaludnienia na świecie. Delta Gangesu obejmuje 350 km wybrzeża Zatoki Bengalskiej i obszar 100 000 km2. Rocznie przez rzekę przetacza sie 470 miliardów m3 wody, co stanowi 1/4 wszystkich zasobów wody w Indiach. Ponad 400 milionów ludzi czerpie z Gangesu wodę. Co roku miliony Hindusów biorą w rzece rytualne kąpiele. Bogactwo gatunkowe ekosystemu, jakkolwiek mocno zagrożone, wciąż pozostaje niekwestionowane. W Gangesie żyje 275 gatunków ryb i wiele innych kręgowców, wśród których znajdują się gatunki unikalne, jak np. delfin gangesowy, rekin gangesowy, gawial gangesowy, żółw gangesowy z rodzaju Nilssonia, a także liczne słodkowodne mięczaki oraz krewetki i kraby, które nie występują nigdzie indziej na świecie. Do tego dochodzą dziesiątki gatunków grzybów, glonów i roślin wodnych oraz przybrzeżnych, bez których nie mogłyby istnieć zwierzęta.




Ilość ludzkich szczątków niesionych przez wody Gangesu sięga 200 ton. W zanieczyszczaniu nimi Gangesu prym wiedzie miasto Waranasi, w którym codziennie płoną na ghatach setki stosów. Wielu Hindusów przybywa tu, by umrzeć w świętym miejscu. Po skremowaniu zwłok na stosie popioły wraz z niedopalonymi resztkami wrzuca się do rzeki. Nie zawsze jednak odbywa się kremacja. Czasem do zwłok przywiązuje się kamień i wypłynąwszy łodzią z dala od brzegu, rzuca się je w fale. Standardowo nie kremuje się ciał kobiet w ciąży, małych dzieci, samobójców, świętych mędrców sadhu, osób chorych np. na trąd lub ukąszonych śmiertelnie przez węża, no i... LGBT :) Biedota też nie spopiela zmarłych, bo drewno na stos za dużo kosztuje (potrzeba go aż pół tony), a na własną rękę - to znaczy w naturze - nie można go zdobyć. Niestety, bywa, że sznur, którym przytroczono kamień do zwłok, pęka i rozdęte od wody i gazów gnilnych ciało wypływa na powierzchnię. Tam pożywiają się nim zwierzęta, głównie ptaki drapieżne. Zdarza się, że woda wyrzuci na brzeg rękę, nogę czy większy fragment rozkładającego się ciała. Wtedy schodzą się głodne czworonogi, najczęściej psy... Brzmi to makabrycznie, a także uderza w domniemaną uzdrawiającą moc wód Gangesu. Łatwo dojść do wniosku, że zawartość bakterii gnilnych w wodach rzeki jest wyższa niż powinna być.

Do tego należy dołożyć bakterie chorobotwórcze, które w formie przetrwalników mogą czekać poza ciałem gospodarza na sprzyjający moment, by dopaść następną ofiarę. Niejedna już epidemia tyfusu, czerwonki czy cholery wybuchła w nadbrzeżnych wioskach.

Kolejnym problemem są bakterie jelitowe Escherichia coli, obecne w odchodach większości ssaków z człowiekiem na czele, a więc także w spływających do Gangesu ściekach komunalnych (w zatrważającej ilości 1,3 miliarda litrów dziennie). W niektórych miejscach warstwa odchodów osadzonych na dnie rzeki ma głębokość kilku metrów - w czteromilionowym Kanpurze woda jest od nich tak gęsta, że nie sposób w niej pływać. Na kilku odcinkach woda z rzeki zawiera tak mało wody i tak dużo substancji stałych, że przepływ ulega znacznemu zmniejszeniu - rzeka zwalnia.



Podwyższona zawartość bakterii coli sprawia, iż woda z Gangesu nie nadaje się do picia, a jej spożycie grozi poważną infekcją i zgonem. Seria badań z 2009 roku wykazała, iż w wodach Gangesu zawartość bakterii coli jest przekroczona średnio 3000 razy. W świętym mieście Waranasi padł rekord globu: 1000 komórek bakterii kałowych w jednym mililitrze wody. 

Sprawa bakterii w Gangesie należy do tzw. ciekawostek przyrodniczych. Źródła Gangesu leżą w Himalajach, w jaskini otoczonej lodowcem, mniej więcej na wysokości 3400 m n.p.m. Rozpędzone wody zbiegając w doliny wypłukują, porywają i niosą ze sobą mnóstwo skalnych drobin zawierających duże ilości srebra, które działa bakteriobójczo (dawniej zastępowało antybiotyki, dziś wchodzi w skład środków odkażających). Poza tym górskie, "skaczące" po głazach rzeki są dobrze natlenione - w przypadku Gangesu natlenienie wody jest 25-krotnie wyższe niż średnia. Te specyficzne warunki przyspieszają, jak ogłosili naukowcy, tempo eliminacji "złych" bakterii z wód rzeki trzykrotnie. Czyli problem rozwiązany? Nie, nie jest wcale tak różowo: Hindusów przybywa i rzeka pomimo swych zdolności do samooczyszczenia mikrobiologicznego jest przeładowana bakteriami. A będzie coraz gorzej.


Przyczynkiem do wiszącej na włosku katastrofy ekologicznej Gangesu są także śmieci, których zatrzęsienie unosi się na wodzie oraz ścieki rolnicze. Z pól spływają ogromne ilości nawozów sztucznych i pestycydów (na czele z zakazanym od 30 lat rakotwórczym DDT), stwarzające zagrożenie dla flory i fauny tej rzeki, a także dla człowieka pijącego wodę i jedzącego zwierzęta złowione w Gangesie. Lecz w sensie "ekologicznym" najgorsze są fabryki i produkowane przez nie ścieki przemysłowe. Nad Gangesem w ponad 100 miastach pracują liczne garbarnie, papiernie i gorzelnie, plujące do rzeki toksycznymi ściekami, często niepoddanymi nawet jednemu etapowi oczyszczania. Codziennie do wody wpada 260 milionów litrów paskudztwa: kwasu solnego, acetonu, organicznych barwników, soli chromu i rtęci, arszeniku. To koktajl substancji niszczących skórę, nerki, wątrobę i mózg, rakotwórczych i zabójczych dla organizmów żyjących w rzece. Toksyny akumulują się w tkankach ryb i skorupiaków, odławianych i zjadanych przez ludzi. Rząd - a przynajmniej jego nieskorumpowana część - stara się z tym walczyć, lecz sprytni przedsiębiorcy wiedzą jak ciąć koszty produkcji i jak bawić się z rządem w kotka i myszkę. Winne są tu pieniądze, a raczej ich brak. Za winowajcę numer jeden uchodzi Kanpur - miasto zajmujące obszar 1000 km2, w którym działa 350 garbarni, a także liczne zakłady przemysłowe o innym profilu. Kanpur ma sławę najbrudniejszego miasta świata.

Degradacja ekosystemu, jakim jest Ganges, postępuje w zastraszającym tempie. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza liczba gatunków zwierząt zamieszkujących rzekę zmalała o 30%. Wiele wciąż się utrzymujących gatunków ma status zagrożonych wyginięciem. Media propagują też sensacyjne opowiastki, trudno powiedzieć, czy rzetelnie udokumentowane, czy też sfabrykowane, podporządkowane celom politycznym i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Jedna z brytyjskich stacji telewizyjnych ogłosiła, iż w Gangesie znaleziono ponad 70-kilogramowego i prawie dwumetrowego suma odżywiającego się ludzkim mięsem. Ale jeżeli tego typu historyjki są prawdziwe, oznacza to, iż życie w Gangesie pod wpływem zanieczyszczeń chemicznych dość szybko ewoluuje. Mikroewolucja rodzi jego nowe, dziwaczne (a nawet w pewnym sensie potworne) formy.

Kolejną komplikacją jest powolne wysychanie Gangesu. Wody rzeki są doprowadzane do obszarów rolniczych, zasilają pola uprawne. Tymczasem lodowce kurczą się w ocieplającym się klimacie, więc ich wydajność w produkcji wody maleje. Wody wylanej z Gangesu na pola wkrótce nie będzie czym uzupełnić. Jeżeli zaś z roku na rok jest jej mniej, to zagęszczenie szczątków ludzi i zwierząt musi wzrastać, podobnie jak miano bakterii i stężenie trujących chemikaliów. Lepiej sobie nie próbować wyobrazić, jak mogłoby się przedstawiać koryto wyschniętego Gangesu...

Indyjskie organizacje ekologiczne krzyczą, ale ich protesty nie mają siły przebicia. Organizacje społeczne uświadamiają ludziom, że Ganges - jakkolwiek święty by nie był - stanowi w tej chwili zagrożenie dla zdrowia, a nawet życia pielgrzymów oraz mieszkańców przybrzeżnych osad. Jednak Gangesem rządzi wielki biznes. Głosy tzw. "ekologów" są wyciszane. Beneficjenci biznesu przeszkadzają narodowi w osiągnięciu stopnia świadomości właściwego nacjom cywilizowanym. Kilku świadomych rzeczy Hindusów w ramach protestu przeciw bagatelizowaniu zbliżającej się wielkimi krokami katastrofy ekologicznej Gangesu urządziło głodówkę. Największego rozgłosu w mediach nabrała głodówka z 2018 roku G. D. Agrawala, 80-letniego inżyniera środowiska i religijnego guru, w wyniku której eko-bojownik zmarł.


Czasami na światło dzienne wypływają interesujące pomysły na ratowanie Gangesu. Jednym z nich jest wpuszczenie do rzeki mięsożernych żółwi, hodowanych na farmie żółwi w Sarnath niedaleko Waranasi. Żółwie te, należące do gatunku o nazwie skrytonóg indyjski (Lissemys punctata), żyły niegdyś w Gangesie, lecz zostały wybite dla ich jadalnego mięsa. Wpuszczone do wody, powinny oczyścić rzekę z nadmiaru ludzkich szczątków. Tak się jednak nie stało, prawdopodobnie dlatego, że ludzie zaczęli je (żółwie, nie szczątki) odławiać i zjadać. Koszt hodowli ponad 40 tysięcy zwierząt poszedł na marne.

I tak krok po kroku dokonuje się upadek świętej rzeki Hindusów, utożsamianej z kulturą ich kraju i tradycjami narodu. Przyczyniają się do niego po trochu: religia, obyczaje, bieda, biurokracja, niedostateczne zaangażowanie rządu, nieświadomość ludzi pochodząca z braku wykształcenia. Ludzie nieświadomi mają ciasne horyzonty, zaspokajają swoje najprostsze potrzeby, głównie biologiczne, nie myśląc o losach planety czy nawet lokalnego środowiska. Życzmy więc Hindusom prosperity, mądrości, elastyczności myślenia i szerokich horyzontów, dzięki którym, być może, uratują ważny filar swojej kultury i wielki ekosystem, mający wpływ na przyrodę jako całość.

Na koniec mam coś dla spragnionych horroru i dla niedowiarków:
- MAKABRYCZNE, KOSZMARNE, DRASTYCZNE ZDJĘCIA NIE DLA WRAŻLIWYCH w artykule: varanasi-najbardziej-oblakane-miasto-swiata
- MAKABRYCZNY FILMIK: zwloki-nad-gangesem


©  Agata Anna Konopińska

ŹRÓDŁA:

Mam spisane, w razie potrzeby podam :)