sobota, 26 września 2020

Wokół dolnośląskich szubienic

Sudety nigdy jeszcze mnie nie zawiodły. Piękne krajobrazy, atrakcje geologiczne, górskie szlaki, ciekawe zabytki i miasta "z klimatem" urzeźbione przez meandry historii - takie rzeczy dobre są na każdą porę roku. Tym razem nasz wybór padł na Pogórze Kaczawskie, gdzie wybraliśmy się na tegoroczną majówkę. Jednym z ciekawszych tematów wyjazdu były murowane szubienice budowane w XVI-wiecznej Europie, których szczątki przetrwały do dziś - między innymi na Dolnym Śląsku.


Na wschodzie Europy obyczaj ten był nieznany, zaś na zachodzie - pospolity. Kamienne szubienice, ustawiane w dobrze widocznych miejscach, zwykle na większych wyniesieniach terenu, pracowały pełną parą i budziły postrach w Holandii, Szwajcarii, Niemczech, Czechach. Pierwsze takie budowle pojawiły się w Europie już w późnym średniowieczu, ale dopiero w XVI wieku wybuchł szał. Murowana szubienica stała się oznaką prestiżu miasta - bo w zasadzie tylko miasta było stać na budowę, a można się było przy tym prześcigać w rozmiarach i "pojemności". W szranki stawały nawet niektóre miejscowości bez praw miejskich, a fundatorami bywali majętni posiadacze dóbr ziemskich.

Architektura murowanych szubienic, jakkolwiek zawsze prosta i często przypominająca wieżę, była zróżnicowana. W Czechach wznoszono je na planie czworokąta, w Szwajcarii na planie trójkąta. Najważniejszym elementem konstrukcji były kamienne słupy, na których układano drewniane belki służące do mocowania sznurów. Jeśli występowały one w liczbie dwóch, szubienicę nazywano dwubelkową, jeśli trzech - trójbelkową itd. Tak więc przygotowana do pracy szubienica była de facto konstrukcją murowano-drewnianą. I w odróżnieniu od wielu szubienic wcześniejszych, wykonanych w całości z drewna, nie była przeznaczona do spalenia wraz z martwymi wisielcami. 


Wśród rodzajów kar śmierci dostępnych od średniowiecza po nowożytność powieszenie było opcją najgorszą, bo przeznaczoną dla złodziei, rozbójników, zdrajców i buntowników, a nawet cyników, którzy ośmielali się łamać tabu. Kobiet wprawdzie nie wieszano (karano je innym rodzajem śmierci), lecz to niewiele zmienia. Kara przez powieszenie miała być upokorzeniem - i była. Po śmierci skazany wisiał na sznurze jeszcze długo, targany wiatrem, zalewany deszczem, dziobany przez kruki i wrony. Zdejmowano go wówczas, gdy miało dojść do następnej egzekucji. Czasem zaś spadał z szubienicy sam - kiedy ciało było już w daleko posuniętym stanie rozkładu, kurczyło się i wyślizgiwało z pętli. Ciał wisielców nie układano w trumnach i nie grzebano na cmentarzach, tylko zakopywano byle jak w dołach u stóp szubienic - ich szczątki znajdowane są jeszcze dziś. Należy jeszcze dodać, że u stóp szubienic wykonywano inne kary śmierci, jak publiczne łamanie kołem, grzebanie żywcem czy odcięcie głowy i nadzianie jej na pręt wbity w ziemię, by przypominała przejeżdżającym obok, iż nie warto łamać prawa. Mówiąc krótko, widok - jak i zapach - były przerażające. Tym niemniej na egzekucjach, a także po nich, gapiów nie brakowało. Historycy twierdzą, że była to forma rozrywki!

Despotyczny system kar, okrutnych i wymierzanych publicznie ku przestrodze, zaczął być solą w oku XVIII-wiecznym humanistom (używam tego właśnie słowa, bo humanitaryzm się jeszcze wtedy nie narodził). Pod koniec wieku złagodniało prawo karne. Wpływ na poglądy decydentów wywierali filozofowie, prawnicy i literaci głoszący humanizm, racjonalizm i liberalizm. Zaniechano tortur i publicznych kar śmierci. Rozwinęła się idea humanitaryzmu, do której szubienice już nie pasowały. Dlatego na przełomie XVIII i XIX wieku zaczęto je masowo burzyć. Ludzie rozbierali je z namaszczeniem na pojedyncze kamienie, traktując ową rozbiórkę jak ceremonię obwieszczającą początek nowej, lepszej epoki. 

Obecnie działa wielu badaczy historii i kultury, którzy są szczególnie zainteresowani opisaną tematyką i dokonują coraz to nowych odkryć - również w Polsce. Śląsk był najbardziej na wschód wysuniętym europejskim przyczółkiem wymierzania kar śmierci przez powieszenie na kamiennej szubienicy. W sumie wymurowano w tym regionie sporo szubienic. Do dziś zachowało się tylko kilka (sześć?) i to bynajmniej nie w całości, lecz o innych licznych przykładach można przeczytać w historycznych zapisach i współczesnych opracowaniach. Poza tym na starych, niemieckojęzycznych mapach topograficznych Dolnego Śląska można odnaleźć liczne pagórki (czy też szczyty) opisane jako Galgenberg lub Galgengrund, co oznacza "szubieniczna góra". A chociaż niepoparta dowodami nazwa może oszukać, istnieje domniemanie, że duża część z tych pagórków to rzeczywiste miejsca kaźni. Szubienice musiały stać w miejscach spełniających szereg warunków, jak choćby ten, że musiały być łatwo dostępne dla mieszkańców okolicy i dobrze widoczne z daleka. Wybierano zatem niezalesione pagórki i przełęcze leżące przy wjeździe do miasta, by ludzie mogli przybyć na egzekucję, ale na tyle daleko, by nie musieli później wdychać woni rozkładających się zwłok. Poważnym zagrożeniem dla żyjącej w pobliżu miejsca kaźni społeczności mogła być także epidemia. Pomimo separacji szubienic bywało, że w lecie fetor docierał nad miasto i uniemożliwiał wykonywanie kolejnych wyroków, bo skoro trudno było wytrzymać na ulicach, to co dopiero musiało się dziać na miejscu. 

Dla podania kilku przykładów miejscowości, w których kilkaset lat temu wisielcy dyndali na murowanych szubienicach, wymienię Jawor i Świdnicę, Kąty Wrocławskie, Sobótkę, Świebodzice, Strzegom, Bolesławiec, Kamienną Górę, Jelenią Górę, Lądek Zdrój, Lewin Kłodzki, Legnicę, Nową Rudę... a to dalece nie koniec listy. Znawcy tematu twierdzą, że Dolny Śląsk posiadał aż 300-400 szubienic, w domniemaniu kamiennych - bo głównie takie budowano. 

Zgodnie ze źródłami historycznymi, pierwsza z obecnie znanych śląskich szubienic stanęła we Wrocławiu - mógł to być już XIV wiek, aczkolwiek nie jest powiedziane, że była to konstrukcja murowana, więc nie uznaje się jej za pierwszą. W Lubaniu Śląskim szubienicę wymurowano już w 1437 roku, zastępując nią starą konstrukcję z drewna. W 1515 roku we Wrocławiu także stanęła murowana szubienica. Jej korpus miał kształt cylindryczny, jak studnia - co jest cechą typową dla tego regionu. Na korpusie spoczywały cztery filary połączone drewnianymi belkami egzekucyjnymi. Do wnętrza prowadziły zamykane drzwi, do których trzeba się było wspiąć po schodach - czynili to wespół skazaniec i kat. Szubienica ta służyła długo i była poddawana kolejnym przebudowom, więc były okresy, w których miała aż dwie kondygnacje.
 

Jako ostatnia pojawiła się natomiast szubienica w Jeleniej Górze w 1779 roku. Pozostał z niej... głównie mech :)


O śląskich szubienicach piszą regularnie media (głównie lokalne), a chociaż nie zaliczają się one do popularnych atrakcji turystycznych, to istnieje ciekawy szlak turystyczny wyznaczony przez PTTK i nazwany Szlakiem Zabytków Dawnego Prawa na Ziemiach Polskich. Znajdują się przy nim liczne miejsca po dawnych pręgierzach, lochach głodowych i szubienicach. W kilku z nich tlą się jeszcze namacalne (i możliwe do sfotografowania) resztki przeszłości. 

W Złotoryi na Górce Mieszczańskiej odkopano niedawno doskonale zachowaną podstawę szubienicy z XVI wieku. Ze średnicą powyżej 7,5 metra musiała być jedną z większych budowli tego typu na terenie dzisiejszej Polski. Ustalono, że stracono na niej około 30 osób. We wnętrzu archeolodzy odnaleźli łańcuch egzekucyjny (używany zamiast liny gdy skazaniec miał powisieć dłużej) oraz dużo chaotycznie poukładanych kości ludzkich i zwierzęcych. Okazuje się, że pod szubienicami zakopywano znalezione w mieście padłe psy, koty i inne czworonogi. Burmistrz Złotoryi zapowiedział odbudowę zabytku i zapewne planuje ściągnąć tu turystów.


W Mościsku na wzgórzu Lelek wystają z ziemi cylindryczne mury tworzące okrąg o średnicy 4,6 metra, które mogłyby być pozostałością szubienicy, lecz na razie nie ma na to dowodów. Wskazówką jest wielkość i kształt ruin, a także niemiecka nazwa wzgórza Ruhberg, oznaczająca Wzgórze Ciszy.


Lubomierzanie do XVIII wieku nie mieli kata (gdy był niezbędny, przyjeżdżał z innych miejscowości) - ale kamienna szubienica została powołana na świat w 1607 roku. Już w lutym 1609 powieszono na niej pięciu bandytów grasujących w okolicy, dwóch zaś uśmiercono przez łamanie kołem. I jakby znakiem tego, w późniejszych latach katowski "interes" szedł doskonale. Na szubienicy ducha oddało wielu złodziei, morderców i prostytutek, a także jeden sodomita, który uprawiał seks z owcą. Archeolodzy twierdzą, że egzekucje musiały odbywać się jeszcze w pierwszej połowie XVIII wieku, kiedy to Europa odchodziła wielkimi krokami od starych obyczajów. Co ciekawe, z szubienicy nie przetrwał ani jeden kamień. Jak w takim razie namierzyli ją archeolodzy? Z zapisów w XIX-wiecznej kronice miasta dowiedziano się, że dokładnie tam, gdzie przed całkowitą rozbiórką stała szubienica, posadzono lipę. Została ona wprawdzie ścięta, ale pniak pozostał w ziemi. 

Archeolodzy zrobili wokół pniaka wykop i znaleźli w nim mnóstwo ciekawych obiektów, począwszy od ukrytych głęboko w ziemi kamiennych fundamentów (a jednak!) o zarysie owalu, a skończywszy na kilku miejscach pochówku ze szkieletami, z których udało się wyczytać wiele cennych informacji.
 

We wszystkich opisanych wyżej przypadkach zobaczyć można jedynie fragmenty korpusu szubienicy pozbawione filarów. Ale są też ruiny z filarami! Za najlepiej zachowaną uchodzi szubienica z Wojcieszowa - toteż wybraliśmy się na spotkanie właśnie z nią. Wędrówkę rozpoczęliśmy wchodząc w mizerny, zaśmiecony lasek za jedną z chałup wsi, w którym usiłowaliśmy odnaleźć naniesiony na mapę szlak. Wspinaczka po stromym stoku była mozolna, ale opłaciła się podwójnie: po pierwsze nazbieraliśmy po drodze sporo smardzów, a po drugie zobaczyliśmy solidny kawał zabytku, jakiego nigdy wcześniej nasze oczy nie miały okazji oglądać. Oto on:


Szubienica w Wojcieszowie, posadowiona na górze Trzciniec (która zapewne niegdyś nie była zalesiona, bo przecież drzewa zasłaniałyby przejeżdżającym widok), to prawdziwa potęga. Na cylindrze o średnicy 6 m i wysokości 3 m stoją cztery czworokątne filary, dające wyobrażenie o tym, jak naprawdę tego typu budowle się prezentowały. Tablica informacyjna wskazuje czas jej powstania na przełom XVI i XVII wieku. Co ciekawe, olbrzym ten stanął nad miejscowością prawdopodobnie tylko na postrach. Nie ma zapisów ani znalezisk wskazujących, iż obiekt prężnie działał, ba! - nie wydaje się, by kiedykolwiek na nim kogoś powieszono. W kronikach jeleniogórskich można znaleźć tylko wzmiankę o spaleniu w tym miejscu jednego sodomity i ścięciu jednej zabójczyni. Jest jeszcze coś: pewna legenda głosi, że w XVI i XVII wieku w Wojcieszowie istniała szkoła katów, kształcąca chętnych z całego Śląska. Obecnie w tym zespole budynków mieści się parafia rzymskokatolicka, zaś analizy ekspertów wykazują, że istnienie tam przed 300 laty uczelni jest możliwe. Wojcieszowska szubienica mogła być zatem placem ćwiczeń dla przyszłych egzekutorów. 

Inną doskonale się trzymającą szubienicę z filarami można obejrzeć w Miłkowie na Straconce. Miłkowska szubienica powstała w 1677 roku w odpowiedzi na ruchy społeczne niosące powiew zmian w sądownictwie. Konserwatywny baron von Zierotin, do którego należała wieś, kupił sobie w Jeleniej Górze prawo do osądzania lokalnych spraw kryminalnych i ufundował w Miłkowie pręgierz tudzież szubienicę, by zachowywać należyty porządek publiczny. Pierwszą ofiarą von Zierotina był jego szwagier, który będąc mężczyzną żonatym zafundował sobie kochankę, a nie dość tego - popełnił mezalians, gdyż była nią pokojówka. Szwagier i jego kochanka zostali ścięci pod szubienicą w 1684.


Jednak słynniejszą sprawą jest wyrok wykonany w Miłkowie na rodzinie Exnerów, składającej się z matki, ojca, córki i syna. Oskarżenie podawało, że brat z siostrą uprawiali ze sobą seks kazirodczy, w wyniku czego przydarzyła się ciąża i urodziło się dziecko, które dla ukrycia procederu zamordowali starsi Exnerowie. Sąsiedzi widząc rosnący brzuch i nie widząc kawalera poczuli się zaalarmowani, a gdy brzuch znikł i dziecko nie pojawiło się, zawiadomili władze. Kazirodztwo było wówczas jednym z najcięższych przestępstw, podobnie jak zabójstwo dziecka, więc cała czwórka została ścięta. (Całkiem nastrojowe opowiadanie o tych wydarzeniach można przeczytać TUTAJ.) Przy szubienicy w Miłkowie założono stanowisko archeologiczne, na którym odkryto kilkanaście pochówków, w tym szkielety całej czwórki Exnerów, szkielety samobójców i skazańców ukaranych przez ścięcie - a wszystkie przerośnięte korzeniami, niejako "przyszyte" do miejsca u stóp szubienicy. 


Post zakończę akcentem humorystycznym. Otóż na ruinach jednej ze śląskich szubienic można się... napić kawy. I to nie z termosu! Z wybudowanej na początku XVIII wieku szubienicy w Lubaniu Śląskim nie pozostało nic oprócz fundamentów, mury bowiem rozebrano w latach 70. XX wieku. Fundamenty posłużyły za podstawę nowo zbudowanej kawiarni. Ma ona formę zameczku, nie oryginału, ale kawę - jak gdzieś przeczytałam - serwuje w niej gościom kat.

© Agata A. Konopińska

Napisała: Agata A. Konopińska

ŹRÓDŁA:

- A. Czarna (2019) Kawa na szubienicy. W: http://historia-swidnica.pl/kawa-na-szubienicy/

- P. Maas (2018) Dla turystów będziemy mieli szubienicę. W: http://zlotoryjska.pl/aktualnosc-1-2091-dla_turystow_bedziemy_mieli_szubienice.html

- "W Złotoryi odkryto kilkusetletnią szubienicę" (2016) W: http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C410690%2Cw-zlotoryi-archeolodzy-odkryli-kilkusetletnia-szubienice.html

- B. Mucha (2014) Galgenberg czyli Szubieniczne Wzgórza w krajobrazie pobliskiego regionuW: http://www.izba.centrum.zarow.pl/artykuly/106-galgenberg-czyli-szubieniczne-wzgorza-w-krajobrazie-pobliskiego-regionu
- W. Pastuszka (2010) Szubienice – zapomniane pamiątki feudalnej sprawiedliwościW: https://archeowiesci.pl/2010/08/04/szubienice-zapomniane-pamiatki-feudalnej-sprawiedliwosci/

- A. Rynk (2013) Szubienice na Śląsku - kraina skazańców. W: https://dziennikzachodni.pl/szubienice-na-slasku-kraina-skazancow/ar/948800

- D. Wojtucki (2013) Szubienice w centrum miasta. W: https://gazetawroclawska.pl/szubienice-w-centrum-miasta/ar/731821

- K. Grenda, M. Paternoga, H. Rutka, D. Wojtucki (2009) Szubienica w Miłkowie w świetle badań w latach 2007-2009. W: http://www.zjk.centrix.pl/index.php/2009/10/18/szubienica-w-milkowie-w-swietle-badan-w-latach-2007-2009/

- "Cienie pod miłkowską szubienicą. Opowieść listopadowa." W: http://fotoport.pl/cienie-pod-milkowska-szubienica-opowiesc-listopadowa/

- Załącznik do Regulaminu Odznaki Krajoznawczej PTTK „Szlakiem Zabytków Dawnego Prawa na Ziemiach Polskich” (http://www.msw-pttk.org.pl/odznaki/reg_odznak/reg_okszzdpnzp_zalacznik.html)