czwartek, 12 lipca 2018

Fenomen Bawarii: szkielety w klejnotach


Bawaria to kraina cudów i dziwów. Zamki i pałace Ludwika Szalonego są magnesem dla tłumów turystów z całego świata. Golonka w piwie podawana z knedlami i kapustą to też cud – kulinarny. A w kartotece bawarskich zabytków aż się roi od kościołów, w których można stanąć oko w oko ze śmiercią, ustrojoną jak królowa. Co mam na myśli? Bawarską specjalność – ludzkie szkielety w klejnotach (po angielsku nazywane jewelled skeletons).



Zanim pokażę na zdjęciach o co chodzi, przedstawię tło historyczno-kulturowe owego fenomenu. Szkielety, o których mowa, zostały odkryte w rzymskich katakumbach pod koniec XVI wieku. Watykan uznał je za szczątki katolickich męczenników i świętych z okresu wczesnochrześcijańskiego, więc trzeba je było wykopać z katakumb i otoczyć należytą czcią. Ponieważ walka reformacji z kontrreformacją pozbawiła kościoły cennych relikwii, szacowne szkielety z rzymskich katakumb zaczęły podróżować po niemieckojęzycznej Europie, aby zająć ich miejsce w kościołach. Każdy kościół pragnął wejść w posiadanie przynajmniej jednego szkieletu, a im więcej mogłoby ich przybyć z Włoch, tym lepiej. Uprzywilejowane były kościoły ze znajomościami w Rzymie. Małe kościoły bez układów musiały „uzasadniać” swe zamówienia na szkielety łapówkami. Interes kręcił się pełną parą. Cud, że nie zabrakło świętych!

Szkielety najpierw trafiały do kościelnych podziemi, gdzie miały być przygotowane do wystawienia ich na widok publiczny. Zwykle zajmowały się tym zakonnice. Kości czyszczono i łączono za pomocą drutu oraz gwoździ (niekiedy wbrew anatomii), a w puste oczodoły wkładano szklane gałki oczne lub drogocenne kamienie. Szkielety ubierano i przystrajano prawdziwą biżuterią ze złota i rozsiewających tęczowe blaski klejnotów. Niekiedy na czerep nakładano perukę, wieniec lub koronę, a w rękę – oczywiście kościstą – wkładano krzyż, różaniec bądź jakiś przedmiot związany z osobą danego świętego. Cały proces trwał trzy lata. W końcu przygotowany szkielet-relikwię układano na aksamicie w szklanej trumnie i wystawiano w kościele, by wierni mogli wyciągnąć stosowne nauki. Najważniejsze było przesłanie, że śmierć czeka wszystkich, bogatych tak samo jak biednych, ale tylko ci, którzy mają we krwi niezłomną wiarę chrześcijańską (oczywiście w wersji watykańskiej), dostąpią zaszczytu zmartwychwstania i poznają olśniewające bogactwo życia wiecznego. Symbolem tego bogactwa były drogie kamienie, perły i złoto. Skąd je brały kościoły? Były to dary od parafialnych krezusów.

Relikwie sprawdzały się świetnie. Zostawały patronami od uzdrawiania i innych cudów, od ochrony i obrony przed wszelkim złem. Po wystawieniu szczątków w szklanej trumnie połowa dzieci chrzczonych w danym kościele otrzymywała imię szkieletu. Niestety, Oświecenie nie zaakceptowało takiego stanu rzeczy. Pod koniec XVIII wieku austriacki cesarz Józef II ogłosił, że szkielety służą nie tyle wierze chrześcijańskiej, ile zabobonom, więc muszą zniknąć z jego terytorium. Wiele z nich trafiło więc do skrzyń i zostało usunięte w mroki piwnic. Część klejnotów rozkradziono. Rozżaleni ludzie, wciąż wierzący w moc szkieletów, musieli się z tym pogodzić.

Ekscentryczny historyk sztuki z Los Angeles, Paul Koudounaris, który z pasją badał temat, odkrył, że niektórzy z tzw. świętych z katakumb wciąż czekają w podziemiach kościołów na ubranie i biżuterię, by móc „wyjść do ludzi”. Nieudekorowane szkielety są głęboko schowane i jest ich niemało. Część z nich została zdjęta z postumentów, część nigdy na nich nie spoczęła. Na przywrócenie im przez konserwatorów dawnej świetności kościołów obecnie nie stać. Czas mija, funduszy brak, a szkielety niszczeją.

O swoich pracach i przemyśleniach Koudounaris napisał książkę zatytułowaną Heavenly Bodies, opatrzoną kolorowymi fotografiami wszystkich szkieletów jakie znalazł, to znaczy jakie się ostały po czystkach przeprowadzonych w okresie Oświecenia. Dzięki swoim „kostnym” zainteresowaniom badacz zyskał wesoły przydomek: Indiana Bones. Kiedyś z pewnością jego książka będzie stała u mnie w domu na półce.

Z Koudounarisem nie chcę konkurować; jedną jego fotkę zamieściłam na początku postu, a kto jest ciekaw większej próbki jego unikalnych zdjęć, może zajrzeć tutaj: https://www.atlasobscura.com/articles/the-most-beautiful-dead-photographs-of-jeweled-skeletons

Ale chętnie pokażę własne zdjęcia tych szkieletów w klejnotach, które pojawiły się na naszym bawarskim szlaku podczas wakacji 2015. Pierwsze koty za płoty poszły w miasteczku Burghausen, do którego wybraliśmy się, by obejrzeć najdłuższy zamek Europy. Przy okazji wdepnęliśmy do kościoła Św. Jakuba i tam ujrzeliśmy – zupełnie się tego nie spodziewając i w ogóle nie podejrzewając, że istnieje na świecie coś takiego jak jewelled skeletons - Św. Anzelma, który uważany jest za najprzystojniejszego świętego z katakumb. Pomimo, iż w porównaniu z innymi szkieletami w klejnotach ten jest mało makabryczny, nie mogliśmy przełknąć śliny.


W bliskiej okolicy Burghausen znajduje się na wzgórzu Marienberg maryjny kościół pielgrzymkowy, zwany „Perłą znad rzeki Salzach”. Podjechaliśmy tam, żeby nasycić się blaskiem tej perły. Już na schodach powitały nas trzy wesołe buźki… Trzy Perełki…


We wnętrzu kościoła, rzeczywiście pięknym, mieliśmy okazję przypatrzyć się kolejnym świętym z katakumb, tj. Św. Prosperowi i Św. X (zapomniałam imienia, a na podstawie źródeł internetowych nie udało mi się ustalić). Nie wiedząc jeszcze nic na temat świętych w klejnotach, byliśmy w szoku. Co jest u licha z tą Bawarią? Czy tu w każdym kościele trzymają w szklanych gablotach ludzkie szkielety, skrzące się od ozdób jak choinki?

Św. Prosper był jednym z tzw. Ojców Kościoła, to znaczy wybitnym wczesnochrześcijańskim pisarzem, człowiekiem światłym, nieskazitelnym i nauczającym wiary. Dlatego jego szkielet dzierży w dłoni olbrzymie złote pióro.


Czaszkę Prospera owinięto przejrzystą tkaniną-siateczką. Zastanawialiśmy się, dlaczego. Czy chodziło o to, by braki w uzębieniu nie rzucały się tak bardzo w oczy? Szczerze mówiąc, wyszczerzona twarz Prospera była okropna.


Gdy przyjrzeliśmy się bliżej reszcie szkieletu, dostrzegliśmy różne rodzaje siateczek naciągniętych na kończyny i plamy z rdzy, które puścił gwóźdź spinający kości. Wyglądały jak zaschnięta krew, brrr!

Stopa Prospera miała zadziwiająco długie palce, okręcone starannie złotą taśmą z klejnotami. Może ktoś przez pomyłkę przyczepił do stopy palce dłoni?


Święty X też miał złote pióro, a w drugiej ręce – pojemnik z krwią, zapewne cudowną.



Na kolejne szkielety w szklanych trumnach natknęliśmy się zwiedzając Monachium. Pierwszy leżał w mrocznym, rokokowym kościele Św. Jana Nepomucena, wybudowanym przez braci Asamów jako prywatna kaplica. Pierś męczennika przykrywał – dosłownie – pancerz z błyskotek. Jego owinięta koronką czaszka budziła niepokój, kojarzyła się ze złym duchem, z dziećmi kukurydzy, z białym kosiarzem. Owijanie kości w koronki miało łagodzić grozę ich widoku, lecz według mnie można by się raczej zacząć jąkać ze strachu.


Koszmarny egzemplarz kostnego świętego – a właściwie świętej (Mundycji) – napotkaliśmy w monachijskim kościele Św. Piotra. W ręce trzymała szklany puchar z suszoną krwią – dowodem jej męczeństwa. Zgładzono ją przez ścięcie toporem. Co roku 17 listopada w kościele odbywa się specjalne nabożeństwo i procesja ze świecami na jej cześć.

Święta Mundycja świdrowała przestrzeń szklanym wzrokiem, aż strach było się zbliżyć.


Wprawiono jej w oczodoły sztuczne oczy, patrzące nader świadomie i w zestawieniu z wyszczerzonymi zębami przyprawiające o dreszcze. Do tego ktoś – na Boga, kto i dlaczego?! – owinął czaszkę Mundycji zwykłą gazą z apteki. (Później wyczytałam, że gaza zapobiegała pokrywaniu się kości kurzem i stanowiła doskonałe miejsce przyczepu dla ozdób.) Ale niezależnie od intencji, gaza nadawała dziełu rys tandety i rozłaziła się ze starości. Szkielet pod nią wyglądał jakby był oblepiony na wpół rozłożonym, zzieleniałym ciałem. To był prawdziwy horror, aż ścierpła mi skóra na karku. Chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego szkielety-relikwie zamieniano w tak makabryczne kukły.


Ostatnią „kukiełką” na trasie był Św. Amandus w kościele Św. Piotra i Pawła w położonym w Alpach Bawarskich miasteczku Oberammergau. Na tabliczce obok trumny nie podano, kim był ów święty, ale opisano perypetie, jakie miały miejsce podczas sprowadzania jego szkieletu do Oberammergau.

Szkielet Amandusa został ubrany w podarowany przez jakiegoś parafianina szykowny strój, w którym wycięto na piersiach wielką dziurę, żeby uwidocznić kości. Dziury w ubraniach pozwalały ludziom przekonać się, że oto mają przed sobą autentyk i podgrzewały ich wiarę. Żebra Amandusa frywolnie okręcono złotymi taśmami - och!



Więcej świętych nie pamiętam… I to już koniec mojej bawarskiej opowieści. Co ostatecznie myślę? Mój Boże, czy te szklane gały, opadnięte szczęki z brakami w uzębieniu, dziurawe szaty i nagie, kruszące się kości palców w pierścionkach to naprawdę jest obraz glorii życia wiecznego?


Takie, a często jeszcze bardziej upiorne szkielety w klejnotach można obejrzeć w kościołach nie tylko na terenie Niemiec, ale również Austrii i Szwajcarii. Największa ich liczba znajduje się w Bawarii. Z całej galerii szkieletów w klejnotach słynie Bazylika w Waldassen. Jedno ze „świętych ciał”, odziane w biret i skrzącą się klejnotami sutannę, należy – jak się mówi – do Św. Walentego. W dawnym opactwie cystersów Fürstenfeldbruck można stanąć oczodół w oczodół ze Św. Hiacyntem z Cezarei oraz Św. Klemensem, dwoma pierwszymi świętymi kościoła katolickiego. W opactwie Rott am Inn w XI-wiecznym klasztorze znajdziemy natomiast szkielety w wybitnie ekstrawaganckich pozach. W Roggenburgu 15 sierpnia jest dniem dorocznego festiwalu (Roggenburg Leiberfest), podczas którego szkielety w klejnotach „wychodzą do ludzi”. Dorabia się im twarze z wosku lub masy papierowej i niesie na paradę. A że piwo leje się strumieniami, panuje wesoły nastrój.

Na koniec pytanie, jakie ciśnie się na usta w związku ze szkieletami w klejnotach: na jakiej podstawie Watykan uznał znalezione w katakumbach szczątki za pozostałości świętych i czy to na pewno szczątki męczenników, a nie innych ludzi? Bo gdyby przypadkowe szkielety zwykłych ludzi (na przykład pogan i żydów, których chowano w rzymskich katakumbach) leżały teraz obłożone złotem i rubinami w szklanych trumnach jako kościelne relikwie, byłabym zniesmaczona. Tymczasem Koudounaris twierdzi, że watykańscy eksperci się mylili… Jeżeli przy szczątkach znaleźli tabliczkę z literą „M”, uważali ją za skrót od słowa „martyr” czyli męczennik. Jeżeli znaleźli fiolkę z wysuszonym osadem – nazywali ją krwią świętego. Twierdzili ponadto, że widzą wokół kości złotą aurę i czują słodki zapach, co było niechybnym znakiem świętości. O tym, że inicjał „M” mógł oznaczać popularne w Rzymie imię Marcus, a umieszczona przy zmarłym fiolka mogła zawierać perfumy (co też było powszechnym rzymskim obyczajem), nie chcieli dyskutować. Nadawali szkieletowi tożsamość - Bóg jeden wie, czy rzetelnie ustaloną, czy też wyssaną z palca. A tego co zrobił Watykan się nie kwestionowało.

Dziś wątpliwości się mnożą i o świętych z katakumb mówi się coraz częściej jako o fałszywych relikwiach. Krąży historyjka o tym, że jeden ze szkieletów został nazwany Św. Anonimusem! Ale popatrzmy na sprawę przychylnym okiem. Szkielety w klejnotach możemy potraktować jako dzieła sztuki baroku i pewną odmianę piękna. Co więcej, zdaniem jednego z pracowników opactwa w Rott am Inn młodzi heavy-metalowcy chętnie przychodzą do kościoła, bo dzięki ugarnirowanym szkieletom kościół stał się… fajny.

Sic transit gloria mundi.

©  Agata A. Konopińska

ŹRÓDŁA:

- Rachel Nuwer (2013) Meet the Fantastically Bejeweled Skeletons of Catholicism’s Forgotten Martyrs: https://www.smithsonianmag.com/history/
- In case you missed it... Jewelled skeletons: http://www.historyextra.com/gallery/heavenly-bodies-gallery
- Alara Benlier (2018) Explore the Jewelled Skeletons of Germany: https://www.itinari.com/pl/explore-the-jeweled-skeletons-of-germany-n3hu
- Skeletons of Rott am Inn, The Skeletons of Waldassen Basilica, Jeweled Skeletons of the Fürstenfeld Abbey: https://www.atlasobscura.com/places/
- Onet Podróże (2017) Najpiękniejsze szkielety na świecie?: http://podroze.onet.pl/ciekawe/najpiekniejsze-szkielety-na-swiecie/90k25l
- Bonnie K. Hunter (2013) Church of Peter & Paul, Oberammergau: http://quiltville.blogspot.com/2013/12/church-of-peter-paul-oberammergau.html