niedziela, 12 sierpnia 2018

Śmierć, pogrzeb i grób Ludwika Bawarskiego

Ludwik Bawarski? Jeśli nie pamiętacie co to za postać, przypomnę Wam. Jego nazwisko rodowe to Ludwig Friedrich Wilhelm von Wittelsbach. W skrócie nazywano go Ludwikiem II lub Ludwikiem Bawarskim (chociaż Bawarii królowało więcej Ludwików). Miał też złośliwe przydomki: Ludwik Szalony, Bajkowy Król. Teraz już kojarzycie?


Na tron Wolnego Państwa Bawarii Ludwik II wstąpił jako 19-latek w 1864 roku i zamiast rządzić, zabrał się za mecenat sztuki (szczególnie muzyki Richarda Wagnera, którą kochał ponad swoje królestwo). Nie był to człowiek zły, ani głupi - po prostu, jak to się mówi kolokwialnie, "miał coś nie tak z głową". Zamykał się w swoich przepysznych, kapiących złotem komnatach, izolował od ludzi, oddawał romantycznym rojeniom, projektował nowe pałace i w końcu dochrapał się tego, że w 1886 roku uznano go za niepoczytalnego i pozbawiono tronu. Aby go całkiem usunąć z areny politycznej, wywieziono go karetą bez klamek (sic!) do małego zamku Berg, gdzie po zaledwie trzech dniach pobytu pożegnał się z tym światem. Do dziś nie jest jasne, czy został zamordowany, czy uległ wypadkowi podczas próby ucieczki, czy też popełnił samobójstwo - dosyć, że jego ciało znaleziono na brzegu jeziora, i to nie samo, tylko w towarzystwie martwego ciała psychiatry, który wcześniej wydał orzeczenie o niepoczytalności króla. Co się tam naprawdę wydarzyło - nie wiemy.

Odnośnie stanu zdrowia, a w tym - stanu umysłu i ducha Ludwika Bawarskiego krąży dziś wiele sprzecznych opinii. Są tacy, którzy powiadają, że miał zmiany neurodegeneracyjne w mózgu. Są głosy, że był dotknięty fobią społeczną. Ciekawa jest koncepcja, iż chorował na rzadką chorobę genetyczną - porfirię, tak samo zresztą jak jego brat, a obaj synowie odziedziczyli schorzenie po matce. Inni przypisują mu zaburzenia osobowości podobne w swym obrazie do schizofrenii. Jeszcze inni twierdzą, że nie był na nic chory, tylko dziwactwami odreagowywał nadmierny stres związany ze swym stanowiskiem. Mówi się też o jego orientacji homoseksualnej (niewykluczone, że kochał się w Wagnerze, wspomina się też o kilku romansach z młodymi pracownikami dworu). Niektórzy przypuszczają, że w tym właśnie tkwiło sedno jego dziwacznego zachowania i skłonności do depresji. Niestety, na co cierpiał naprawdę, już się nie dowiemy.

Współcześnie żyjący Wittelsbachowie nie zgadzają się na otwieranie trumien, ani na przebadanie w nowoczesnym stylu szczątków swoich przodków, nawet za pomocą rentgena czy tomografii komputerowej bez dotykania zwłok, nie mówiąc już o diagnostyce biochemicznej i genetycznej, których się bez dotykania zrobić nie da. Niemożliwe jest zatem znalezienie domniemanych dowodów zabójstwa, określenie przyczyny śmierci, ani ustalenie, na co (ewentualnie) chorował ekscentryczny król. Nie powinniśmy jednak mieć o to żalu do Wittelsbachów, bo prawdopodobnie wypełniają oni sumiennie wolę Ludwika, który zadeklarował kiedyś, że chce "pozostać wieczną tajemnicą dla siebie i dla innych". 




Ludwik II pozostawił po sobie najbardziej chyba znany na świecie zamek Neuschwanstein, nawiedzany przez przerażająco skłębione tłumy (ja też tam byłam, swoje zapłaciłam i swoje odstałam, dobrze się bawiłam). I jeszcze kilka pałaców, w tym zachwycający Linderhof w Alpach Ammergalskich (też byłam i gorąco polecam). Nadszarpnął wprawdzie budżet państwa, by to wszystko wybudować i wyposażyć, ale za to dziś Bawaria czerpie dzięki tym arcydziełom architektury olbrzymie zyski z turystyki. Ludwik wybudował też wspaniałą operę i tak zasponsorował i rozgrzał artystycznie Wagnera, że powstały jego największe dzieła: Pierścień Nibelungów i Walkiria. Bawaria i dzisiejsze Niemcy wiele zawdzięczają temu władcy i mają tego świadomość. Nie mówi się o nim inaczej niż "nasz umiłowany król". Ale przejdźmy do rzeczy, czyli do śmierci, pogrzebu i grobu Ludwika II. Nie dotarłam do zbyt wielu źródeł informacji na ten temat, więc podzielę się tym, czego udało mi się dowiedzieć. 

Zacznijmy od przyczyny śmierci. Oficjalna nota brzmiała: Ludwik II Bawarski popadł w nieuleczalną chorobą psychiczną, został zdetronizowany i aresztowany, a następnie popełnił samobójstwo w wodach jeziora Starnberg, uprzednio zabijając swego lekarza-psychiatrę, który wydał orzeczenie o jego chorobie. Nie da się ukryć, że brzmi to sensownie, chociaż raczej nie jest prawdą. Jeśli idzie o przyczynę medyczną śmierci, to skoro ciało króla znaleziono w jeziorze, pierwszą hipotezą jest naturalnie to, że się utopił. Może targnął się na swe życie, rzuciwszy się do wody, może wpadł do niej przypadkiem, a może ktoś go wepchnął - tak czy inaczej, zginął przez utonięcie. Tymczasem sekcja zwłok przeprowadzona wkrótce po śmierci wykazała brak wody w płucach, a tym samym dowiodła, że śmierć nie nastąpiła przez utonięcie. Stało to w zgodzie z faktem, że ciało króla unosiło się na wodzie. Była amerykańska prokurator Ann Marie Ackermann, która przeniosła się do Niemiec i sporo publikuje na tematy kryminalno-historyczne, rozważa w swoim artykule, czy Ludwik II mógł zginąć przez tzw. "suche utonięcie". Jest to zdarzająca się rzadko sytuacja, w której gardło zaciska się tak, że woda nie może dostać się do płuc, a wtedy ciało - o ile nie zostanie dodatkowo obciążone - nie pójdzie pod wodę. Zamknięcie dróg oddechowych może nastąpić wskutek nagłego spazmu mięśni wywołanego udarem bądź zawałem. Prawdopodobnie może do niego dojść również poprzez duszenie (przez zabójcę), ale to pozostawiłoby na szyi denata ślady, których u Ludwika Bawarskiego nie stwierdzono (a w każdym razie nie ma na ich temat ani słowa w oświadczeniu lekarskim, co właściwie jest możliwe, jeżeli dokonano na królu zabójstwa i chciano sprawę wyciszyć). Problematyczne jest przy tej hipotezie to, że ciało psychiatry Ludwika również pływało po jeziorze, tuż obok. Podwójne suche utonięcie jest stanowczo zbyt mało prawdopodobne. 

Według Ackermann, która przewertowała rozmaite artykuły, listy, dzienniki, oświadczenia prasowe, notatki i szkice związane ze sprawą, najbardziej prawdopodobne (acz nie stuprocentowo pewne) jest, że Ludwika zamordowano strzelając mu dwukrotnie w plecy. Dokument z sekcji zwłok o tym nie wspomina, ale rodzina Wittelsbachów od dawna wie, że tak właśnie było i jakoby jest w posiadaniu królewskiego płaszcza z dwiema dziurami po kulach - chociaż dowód ten jeszcze nie ujrzał światła dziennego. Do utrzymywania tajemnicy członków rodziny zobowiązywała przysięga, lecz w miarę upływu czasu jej moc najwyraźniej osłabła i potomkowie dynastii zaczęli puszczać parę z ust. Ponadto lekarz, który badał króla zaraz po śmierci napisał pod koniec życia oświadczenie, że w dokumencie z badania poświadczył nieprawdę, bo w rzeczywistości Ludwik miał na plecach dwie rany postrzałowe. Niestety, jego oświadczenia nie odnaleziono, więc nie jest pewne, że w ogóle istniało. 

Kolejnym argumentem jest portret Ludwika (to ten pośrodku na obrazku poniżej) namalowany w kilka godzin po śmierci, na którym z kącika ust króla wypływa strużka krwi.


Portret ów, wcześniej nieznany i wykonany na kawałku płótna, sfotografował i opublikował bawarski historyk sztuki, profesor Siegfried Wichmann po tym, jak przyniósł mu go znienacka pewien człowiek. Pech chce, że człowiek ów już w kilka dni po spotkaniu z profesorem przepadł bez wieści wraz portretem, zwróconym mu grzecznie przez uczonego. A czy smuga narysowana w kąciku ust istotnie była strużką krwi? Na podstawie zdjęcia (czy nawet samego szkicu) trudno to ustalić. Fakt jest natomiast taki, że na szkicu oprócz martwego króla znajdował się również człowiek (na obrazku - z lewej strony), którego majątek po latach wystawiono na aukcję i - zapewne - dobrze sprzedano. Może więc szkic był sfałszowany i miał tylko podbić cenę zaplanowanej aukcji? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. 

Co jeszcze ciekawsze, właściciel łodzi (niejaki Lidl), którą jakoby miał wypłynąć na jezioro Ludwik tego wieczoru gdy zginął, był świadkiem zabójstwa. Gdy król wsiadł do łodzi, ktoś postrzelił go śmiertelnie z ukrycia. Przerażony Lidl wyrzucił ciało z łodzi i siedział cicho, bowiem po pierwsze - bał się, że zostanie oskarżony o ów czyn, zaś po drugie - złożył przysięgę milczenia bawarskiemu ministrowi (podejrzewam, że pod wpływem szantażu i właśnie dlatego się bał). Napisał jednak o tym w swoim pamiętniku. Pamiętnik wypłynął na światło dzienne w połowie XX wieku i po jakimś czasie w tajemniczy sposób zaginął. Szczęśliwie eksperci zdążyli orzec jego autentyczność, a badacz historii Ludwika Bawarskiego, Albert Widemann, zdołał sfotografować dwie jego strony z zapiskami na temat owego feralnego wieczoru. O ile poprzednio wspomniane dowody pozostawiają duże wątpliwości, to sprawa pamiętnika Lidla jest dosyć mocnym argumentem przemawiającym za zabójstwem sławnego króla. 

Pozostaje jeszcze kwestia, kto strzelał, albo kto stał za zabójstwem. Psychiatra, który fałszywie zaświadczył o chorobie psychicznej Ludwika? Wuj (a dokładnie - stryj) Ludwika, książę Bawarii Luitpold Wittelsbach, który we współpracy z psychiatrą najpierw odsunął od władzy starszego ze swych bratanków, a potem również jego brata Ottona, by samemu sprawować władzę jako regent? (To by się zgadzało z faktem, że psychiatrę również znaleziono martwego - jako osoba świadoma spisku musiał zginąć). A może przeciwnicy polityki Wittelsbachów, albo po prostu przeciwnicy Ludwika, którym nie podobało się, że zamiast prowadzić wojny, król rozwija kulturę i sztukę? Albo też ktoś z samych Wittelsbachów, nie mogący znieść, że Ludwik trwoni rodzinną fortunę na swoje oderwane od realiów wymysły? Czy po prostu jakiś zawiedziony kochanek (psychiatra zaś zginął jako świadek zabójstwa)? Pewna notatka wykonana pismem gotyckim i zatknięta za okładkę książki wskazuje, że zabójcą był psychiatra. Notatkę sporządził rzekomy świadek wydarzeń, który wraz ze swoimi towarzyszami pojawił się niespodziewanie na miejscu zbrodni i został zaatakowany przez psychiatrę strzykawką. Świadek i jego towarzysze zamordowali niebezpiecznego psychiatrę i przez lata trzymali wszystko w tajemnicy. Któż jednak da głowę, że cała ta historia nie została zmyślona? 

Dziś na jeziorze Starnberg można ujrzeć pamiątkowy krzyż w miejscu, gdzie znaleziono ciało króla. 


Teraz opowiedzmy o pogrzebie. Zwykle widuje się zdjęcia i portrety Ludwika Bawarskiego za młodu, w chłopięcym albo młodzieńczym okresie życia, kiedy był szczupły i miał delikatną, świetlistą twarz. Jednakże w momencie śmierci król miał 40 lat, więc w trumnie był pulchnym brodaczem i wyglądał tak: 


Gdy martwego króla przyniesiono znad jeziora na zamek, królewski medyk przeprowadził oględziny i wydał zaświadczenie o ich wyniku (jak już wspominałam, prawdopodobnie fałszywe). Pierwszym etapem przygotowań do pogrzebu było przewiezienie zwłok króla z zamku Berg do Monachium. Zwłoki, złożone w złotej karocy, jechały w uroczystym, nocnym kondukcie oświetlanym latarniami. 


W Monachium zwłoki poddano autopsji. Jako że bawarska tradycja nakazuje złożyć serce króla do srebrnej urny i umieścić urnę w Kaplicy Miłosierdzia w Altötting pomiędzy sercami innych władców, podczas autopsji serce Ludwiga wycięto. Reszta ciała króla, ubrana we wspaniałe szaty z regaliami Zakonu Św. Huberta, została wystawiono w kaplicy królewskiej na terenie Rezydencji Monachijskiej. Otoczone potrójnym wieńcem świec i obłożone kwiatami ciało, spoczywało na castrum doloris, ceremonialnym katafalku-ołtarzu. Kuzynka króla, Elżbieta Austriaczka (Cesarzowa Sissi), włożyła w dłoń Ludwika bukiecik białego jaśminu. Przy martwym królu czuwała straż w galowych mundurach. 


Pogrzeb odbył się 19 czerwca 1886 roku - z wielką pompą, a jakże! I nie bez legendy. Grobem Ludwika Bawarskiego została krypta Wittelsbachów w podziemiach kościoła Św. Michała w Monachium. Kościół ten już w czasach Ludwika Szalonego uchodził za arcydzieło architektury. Dziś określa się go jako wybitne dzieło renesansu z elementami baroku, a ponieważ go zwiedziłam, mogę poświadczyć, że robi wrażenie i jest udanym mariażem dwóch epok. Fasada, ozdobiona posągami władców z dynastii Wittelsbachów, wygląda dzisiaj tak:


W kościele owym 133 lata temu odbyła się msza żałobna za Ludwika Szalonego. Przybyły niezliczone tłumy.

Można powiedzieć, że natura, tak kochana przez romantyków i artystyczne dusze, pożegnała Szalonego Króla Z POMPĄ. Gdy trumna z ciałem przybyła do kościoła, nad miastem gruchnęła nagła, gwałtowna burza. Podczas składania trumny do grobu zapaliła się na niebie tak jasna błyskawica, po której nastąpił tak ogłuszający huk, że ludzi odrzuciło na ścianę kościoła.


Po uroczystości pożegnalnej ciało króla spoczęło w krypcie kościoła Św. Michała w towarzystwie innych znamienitych Bawarczyków. Dziś w krypcie spoczywa 40 przedstawicieli dynastii Wittelsbachów. Oprócz Ludwika Szalonego leży tam jego brat Otto, także uznany za niezdolnego do sprawowania rządów nad Bawarią i zdjęty z tronu. Ale wróćmy do pogrzebu. 

Na czarnej, eleganckiej (acz nieco przygnębiającej) trumnie ustawiono koronę Ludwika. Można się jej pokłonić jeszcze dziś. Ja w każdym razie, bawiąc w Monachium, nie omieszkałam tego zrobić. Zapłaciłam za bilet 2 euro (to było w 2015, ale obecnie wstęp kosztuje tyle samo) i zeszłam do podziemia, obojętnie przyjmując do wiadomości uwagę nadętego biletera "no photo". Obojętnie, bo zamierzałam zrobić ukradkiem jedno czy dwa zdjęcia słynnej trumny. 

Do trumny nie można się zbliżyć tak, by jej dotknąć - jest zabezpieczona metalowym ogrodzeniem. Zawsze pali się przy niej gromnica i stoją świeże kwiaty przynoszone przez ludzi. Niekiedy jest to niezła kwiaciarnia! Wydaje się, że król odszedł niedawno, tymczasem było to grubo ponad wiek temu. Wygląda na to, że naród nieprzerwanie szanuje jego pamięć. Historia Ludwika II to jedna z najbardziej tajemniczych, a zarazem smutnych historii ludzkiego losu, w której przepych splata się z nędzą przybierającą postać obsesji, choroby, samotności i nieszczęścia. 

Włączyłam zawieszony na szyi aparat, uniosłam go dyskretnie, by pstryknąć fotkę i wtedy zobaczyłam oburzonego biletera, który wbiegł do krypty z okrzykiem "no photo, NO PHOTO"! Cóż, poddałam się - w krypcie musiał działać monitoring, więc kolejne próby mogłyby się skończyć wezwaniem policji. Dlatego teraz kończę mój post zdjęciem znalezionym w necie... 


©  Agata A. Konopińska 


ŹRÓDŁA:
- Kalyan B. Bhattacharyya (2017) Johann Bernhard Aloys von Gudden and the Mad King of Bavaria. Ann Indian Acad Neurol. 20(4): 348.\
- Ann Marie Ackermann (2016) "Death of King Ludwig II of Bavaria: Was it Murder?": https://www.annmarieackermann.com/death-of-king-ludwig-ii-bavaria-murder/
- Rosemarie Fruehauf (2009, rewizja 2015) "A King's Murder": https://www.theepochtimes.com
- Marta Landau (2007) "Spisek na Bajkowego Króla": https://www.wprost.pl
- "Konig Ludwig II von Bayern - a brief history": http://ludwigofbavaria.blogspot.com/2011/05/blog-post.html
- Jochen Kurten "Neuschwanstein and the secrets of Fairytale King Ludwig II": https://www.dw.com/en/neuschwanstein