niedziela, 10 czerwca 2018

Umieranie po neapolitańsku

Spaghetti po neapolitańsku, pizza po neapolitańsku – o tym słyszał każdy. Ale umieranie po neapolitańsku? Czy w Neapolu umiera się inaczej niż gdzie indziej?

Kto jest biegły w angielskim i lubuje się w tematyce pogrzebowej (albo po prostu obyczajowej), powinien przeczytać ciekawy artykuł M. A. Landeena zatytułowany (w tłumaczeniu) „Śmierć w Neapolu” - można go znaleźć TUTAJ. Tym, którzy nie czują się mocni w czytaniu ze zrozumieniem po angielsku, proponuję własny wyciąg informacji zawartych w artykule.

Dla Neapolitańczyków niewiele jest rzeczy o większym znaczeniu niż wygrywające numery sobotniej loterii. A numery te znają – oczywiście – zmarli. Zmarli chcą przekazać owe numery swym krewnym i przyjaciołom, toteż odwiedzają ich we śnie. Przekazanie informacji nie jest jednak proste, gdyż zmarli mogą się posługiwać jedynie językiem symboli i znaków. By coś z nich odczytać, trzeba być biegłym w interpretowaniu snów. Do pomocy Neapolitańczycy mają księgę zatytułowaną La Smorfia, jednak część symboli jest wieloznaczna i można przypisać im różne liczby. Dlatego najlepszym wyjściem jest sprowadzenie speca zwanego assisto. Spec wypyta o wszystkie szczegóły: czy sen był czarno-biały, czy może kolorowy, o której to było godzinie, jakie wówczas działało oświetlenie itd. itp. A potem ogłosi, czy był to jeden z TYCH snów, czy też sen pospolity, nie odnoszący się do sobotniej loterii. Assisto jest bowiem w kontakcie z duszami przebywającymi w czyśćcu i WIE.




Każdy Neapolitańczyk chce dobrze umrzeć, żeby mieć po śmierci spokój. I wszystkim członkom rodziny umierającego zależy na tym, by ich bliski miał dobrą śmierć. Dokładają wszelkich starań, by tak właśnie było. W ten sposób zapewniają kochanej osobie wieczną szczęśliwość, sobie zaś dobre układy pośmiertne ze zmarłym. Bo zmarły – wiadomo – może przyjść we śnie, rzucić parę liczb i odmienić życie żywych na lepsze. 

Co to znaczy „dobrze umrzeć”? Przede wszystkim w domu, wśród bliskich osób i znanych sprzętów. Nie mniejszą wagę ma to, że ciało nie może zostać zabrane do kostnicy. Jeżeli jakiemuś nieszczęśnikowi przydarzy się zejście śmiertelne w szpitalu, lekarz przygotowuje fałszywy wypis, określając stan osoby wypisywanej jako „bardzo bliski śmierci”. Dzięki temu rodzina zabiera ciało do domu. 

W domu ciało wkłada się do trumny ze swoistym dowodem tożsamości: między zaciśnięte palce wkłada się zmarłemu karteczkę ze zdjęciem patrona i podstawowymi danymi personalnymi w rodzaju imienia i nazwiska, daty narodzin i daty zgonu. Taki dowód tożsamości może być zmarłemu potrzebny w krainie wieczności. Trumnę zakopuje się na cmentarzu, po roku zaś ekshumuje się szczątki ciała i przygotowuje je do drugiego pogrzebu – szczegóły opisane są w innym moim poście (TUTAJ). Dopiero po drugim pogrzebie kończy się żałoba. Już nie ma nad czym rozpaczać: zmarły pozbył się na dobre ziemskich ciężarów i spokojnie odszedł tam, gdzie chciałby się znaleźć po śmierci każdy człowiek. 

Tak więc zgodnie z neapolitańskim podejściem zmarli są obecni i kontaktują się ze światem żywych, przynajmniej przez pewien czas, po śmierci. Bowiem śmierć jest tylko przystankiem pomiędzy życiem i życiem po śmierci, a szczątki ciała to jedynie tunel pomiędzy oboma światami. A jeśli czyjeś ciało zostanie porzucone bez miłości, dusza w nim trwająca zagubi się i będzie wiecznie błądzić, nie odnajdując spokoju. 

Ludzie ze świata zachodniego są zadziwieni mocnym powiązaniem Neapolitańczyków i ich kultury ze śmiercią. Cywilizacje zachodnie odpychają śmierć od siebie, nie chcąc o niej mówić, ani myśleć. Tymczasem żyjący Neapolitańczycy są w stałym kontakcie ze zmarłymi. Oznacza to po pierwsze, że jest im znacznie łatwiej pogodzić się z umieraniem bliskich. A po drugie - mają komfort życia w przeświadczeniu o kontynuacji swego istnienia po śmierci. Wprawdzie istnienie to przybiera inną, nieznaną formę, lecz nie jest kresem człowieka. I wreszcie po trzecie - śmierć łączy pokolenia, zarówno w sensie rodzinnym, jak i historycznym, dając poczucie ciągłości istnienia, sensu walki o lepszą doczesność i sensu odchodzenia w zaświaty. 

Ta przepaść kulturowa i filozoficzna pomiędzy południem Włoch a resztą Europy sięga drugiej połowy XIX wieku, kiedy to doszło do zjednoczenia Włoch. Po okresie napoleońskim przez 100 lat nie było wojen, więc stosunek społeczeństw zachodnich do śmierci uległ zmianie. Wcześniej śmierć była oswojona, traktowana jak coś normalnego, jak wyraz biologicznej przemijalności. Oczywiste było, że ci, którzy umarli, odeszli w zapomnienie. W XIX wieku nastąpiła diametralna zmiana: śmierć zaczęto postrzegać jako demona wdzierającego się przemocą w ludzką egzystencję i nie umiano się pogodzić z umieraniem. Na tym gruncie wzrósł społeczny imperatyw czczenia pamięci zmarłych i koncepcja narodu jako nieskończonego zbiorowiska wszechpokoleń. Rzecz jasna pamięć o zmarłych była tym trwalsza, im więcej funduszy na jej podtrzymywanie przeznaczali żywi. Zmienił się też stosunek ludzi do cmentarzy. W czasach wojen pełniły one wyłącznie funkcję praktyczną, to znaczy były miejscami, w których miały się spokojnie rozłożyć pogrzebane zwłoki, nikt więc nie wszczynał alarmu z powodu likwidacji starego cmentarza. W XIX wieku odpowiedzią na zapowiedź likwidacji cmentarza były protesty, a nawet zamieszki. Na cmentarzach rozkwitła sztuka sepulkralna i zagościła cześć narodowa. 

Lecz opisane wyżej dramatyczne zmiany nie zaszły w Neapolu. Neapolitańczycy byli "w stałym kontakcie" ze zmarłymi i nie przypisywali im żadnej roli politycznej, ani społecznej. Myślenie o narodzie nie przeplatało się u nich z myśleniem o minionych pokoleniach, jak gdyby naród składał się wyłącznie z tych aktualnych. Zjednoczenie Włoch było dla nich ciosem. Południe Włoch uważało się za podbite przez najeźdźców z północy i siłą z nimi zunifikowane. Neapol utracił tytuł europejskiej stolicy i stracił na ważności. Odpowiedzią na to było zamknięcie kulturowe Neapolitańczyków, którzy nie chcieli dzielić się swymi tradycjami i wierzeniami z obcymi. A uhonorowanie ich zmarłych przez włączenie do historii nowego, sztucznego narodu, z którym się nie identyfikowali, było wprost nie do pomyślenia. Europejskie oświecenie, jak ubolewali swego czasu postępowi neapolitańscy pisarze, nigdy w pełni nie dotarło na południe Włoch. Nauka i nowoczesność zawsze przegrywały z religią i tradycją. Oczywiście współcześni neapolitańscy intelektualiści stare wierzenia i wyrosłe na ich gruncie tradycje uważają za przesądy, zaś ich kultywatorów za dziwadła, wśród których trudno żyć - ale... co oni mogą? 


I tak Neapol żyje sobie w niezgodzie z cywilizowanym światem i za pan brat ze zwyczajną, biologiczną śmiercią. Bo uciekanie od śmierci to jakaś idiotyczna moda, a przy tym krótkowzroczność. Oswojona śmierć przypomina żyjącym o tym, iż w swych cielesnych postaciach stanowią element pewnego kontinuum. Żywi w pewnym sensie współpracują ze zmarłymi, a to łączy ich dwa różne światy. Żywi pomagają zmarłym oderwać się od męki rozdarcia pomiędzy tymi dwoma światami. Zmarli w miarę możliwości pomagają żywym wygrać w loterii, ewentualnie rozwiązać jakieś problemy. A starania żyjących wobec zmarłych zaowocują staraniami przyszłych pokoleń o tych, którzy dziś żyją, ale jutro umrą. Nie ma to jednak nic wspólnego z dumą ani pamięcią narodową - jest po prostu ludzkie, naturalne i dobre. 

©  Agata A. Konopińska 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dobry komentarz to krótki komentarz! I ściśle na temat opublikowanych treści.