czwartek, 19 listopada 2015

Wieczność w Leśnym Ogrodzie

Wędrowiec, na istnienie spojrzawszy - z ukosa. 

Wszedł na cmentarz: śmierć, trawa, niepamięć i rosa. 
Był to cmentarz Okrętów. Pod ziemią wrzał głucho 
Trzepot żagli, pośmiertną gnanych zawieruchą. 
Wędrowiec czuł, jak wieczność z traw się wykojarza
I, ciszę swą do ciszy dodając cmentarza,
Przeżegnał to, co bliżej: pszczół kilka, dwa krzaki 
I na pierwszym grobowcu czytał - napis taki:

"Zginąłem nie na ślepo, bo z woli wichury -
I wierzyłem, że odtąd nie zginę raz wtóry. 
Że znajdę przystań w śmierci a śmierć w tej przystani. 
Ale śmierć mię zawiodła! Umarłem nie dla niej! 
Trwa nadal wiatr przeciwny i groza rozbicia. 
I lęk, i niewiadomość, i wszystko prócz życia! 
Szczątki moje podziemne, choć je nicość nuży, 
Jeszcze godne są steru i warte są burzy!
Nikt nie wie, gdzie ten wicher, który żagle wzdyma? 
Kto raz w podróż wyruszył - już się nie zatrzyma. 
Znam tę głąb, gdzie się Okręt mocuje nieżywy. 
Snu - nie ma! Wieczność - czuwa! Trup nie jest szczęśliwy! 
Za wytrwałość mych żagli, które śmierć rozwija,
Przechodniu, odmów - proszę - trzy Zdrowaś Maryja!" 

Wędrowiec dla nikogo zerwał liście świeże
I ukląkł, by żądane odmówić pacierze. 

(Bolesław Leśmian, Cmentarz)

Poprzedni post opisywał dawne dzieje. To z kolei, o czym napiszę teraz, zdarzyło całkiem niedawno, a dokładnie - podczas letnich wakacji 2014. Zwiedzaliśmy rodzinnie Łotwę na własnych czterech kółkach. Trasa była zaplanowana, lecz – jak to zwykle w podróży – los raczył nas od czasu do czasu niespodziankami. I tak wyjeżdżając z miejscowości Straupe skręciliśmy w polną drogę… Nie, bredzę. Po prostu pojechaliśmy zwykłą drogą jezdną, bo na Łotwie wszystkie drogi są polne (może z wyjątkiem wyasfaltowanych przelotówek).

Droga biegła obok zielonego lasu i nie musieliśmy wytężać wzroku, by dostrzec w tym lesie niezwykły, zielony cmentarz. Wyglądał jak wypielęgnowany ogród. Pełen soczyście zielonych pióropuszy paproci i kęp blado kwitnących funkii, okraszony kroplami czerwieni – krzaczkami begonii.


Równiutkie alejki mieszały się z krzywymi ścieżkami zrodzonymi z ludzkiego dreptania. Leśne, dzikie drzewa przeplatały się z geometrycznymi krzewami „prosto spod golarki”.


A do znajdujących się na cmentarzu ludzi, i tych pod ziemią, i tych na ziemi, przemawiała kojąca, leśna cisza. Przemawiała melodyjnymi głosami ptaków i przypominającym szept szelestem traw, uwodzonych przez wiatr. Cudowne miejsce!


Przed chwilą napisałam, że cmentarz ów był niezwykły, ale to tylko pół prawdy, bowiem jednocześnie stanowił jeden ze zwykłych, współczesnych cmentarzy, na których grzebie się zmarłych „na bieżąco”. Czyli nie zabytek. Nie pomnik historii. Po prostu leśna polana za wioską, dla babci i dziadka, a potem dla matki i ojca, i wreszcie dla nas samych…


Wysiedliśmy z auta i spacerowaliśmy wśród mogił. Niesamowitość tego cmentarza polegała nie tylko na jego położeniu w lesie. W przeciwieństwie do polskich cmentarzy, był prawie pozbawiony zimnego kamienia i nie było na nim żadnych paskudnych kwiatów ze szmatek malowanych farbkami. Nie było też ani jednej świecy.

Groby nie były okazałe, a wręcz przeciwnie, wszystkie przypominały nasze małe, budzące lęk i żal groby dzieci. Na większości z nich nie było płyt nagrobnych ani tablic, żadnych napisów, nawet nazwisk. I prawie nie spotykało się krzyży.


Uwagę zwracały wygracowane placyki - rodzinne miejsca pochówku.


Domyśliliśmy się, że rodzina wykupuje sobie taki placyk, a potem chowa na nim jeden obok drugiego kolejnych bliskich, stopniowo ozdabiając go nowymi kępami paproci i kwiatów. Czasem stawia ławeczkę, żeby posiedzieć przy grobach w obłoku wspomnień.


Jeżeli się nie mylę, takie rodzinne kwatery i pochówek grób w grób, a potem częste wizyty na cmentarzu, to zwyczaj rosyjski. Opisane placyki to tzw. „ogradki”. Co istotne, zmarłych trzeba chować na „ogradce” obok siebie, nigdy „jeden na drugim”, jak to się robi w murowanych, piętrowych grobowcach.

Ławeczki kusiły, lecz nie wypadało nam przysiadać, chociaż nogi po wcześniejszym zwiedzaniu bolały. I w końcu odeszliśmy. Ale tylko dlatego, że czas naglił. Na leśnym cmentarzu jakoś… chciało się przebywać. Stanowczo, mogłabym tam śnić swoje wieczne sny... 

©  Agata Anna Konopińska

Interesujący i niedługi artykuł o łotewskich cmentarzach, napisany przez znającego się na rzeczy autora, można przeczytać TUTAJ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dobry komentarz to krótki komentarz! I ściśle na temat opublikowanych treści.